Jaguar pod ratuszem
Wielokrotnie zastanawiałam się , kiedy moje priorytety mogą w sposób usprawiedliwiony zostać odwieszone na kołku. Odwołując się do własnej biografii musiałabym powiedzieć, że wyłącznie wtedy, kiedy w wyniku pracy, refleksji, procesu ulegają przepracowaniu, zostają przekute w inne. Priorytety, co ważne nie są dogmatami (chociaż zawsze im grozi zabetonowanie się) m.in. dlatego, że wyłaniają się dzięki nauce, pracy, empatii. Nie wyobrażam sobie jednak żeby zmiana pozycji w polu aktywności społecznej mogła to zrobić. Słowem, nie zmieniam misji, kiedy przesuwam się w polu politycznym z obywatelki na radną. Nie zmieniłabym także (albo tym bardziej!) gdybym z obywatelki przesunęła się na pole burmistrza czy starosty czy posła.
Nie zaparkowałabym swoim prywatnym samochodem pod Urzędem Miejskim ani jako mieszkanka ani jako reprezentująca władzę czy kierownicze stanowisko. Ba! Tym bardziej nie postawiłabym swojego pojazdu tak centralnie, bo to demoralizuje społeczeństwo, a obowiązkiem posiadających berło czy mandat do któregoś ze stanowisk jest wychowywanie do obywatelskości. Po raz pierwszy miałam okazję osobiście nie tylko przyłapać jednego z tych „ważnych” przez najbliższych 5 lat na zaparkowaniu tuż przed wejściem do urzędu, ale i zwrócić uwagę, że można przecznicę dalej albo w ogóle dotrzeć do celu piechotą (w jego przypadku byłoby to max. 8 minut). Pan odpowiadając mi był o stopień, dwa wyżej – razem podążaliśmy na wigilijkę organizowaną przez Panią Burmistrz(ynię) – i wyraźnie podirytowany moją uwagą rzucił przez ramię, że ma ważniejsze sprawy na głowie. Zginęli przecież górnicy i trzeba zająć się dwiema rodzinami. Odpowiedziałam, że to nie jest argument usprawiedliwiający jego niepedagogiczny postępek antyśrodowiskowy. Jak rozumiem i w pełni się zgadzam, że katastrofa w kopalni to jest coś nadzwyczajnie ważnego, tak nie ma we mnie zgody na odpowiedź obnażającą brak wizji miasta, jego kierunku zmian, wspólnych interesów. Pan będąc wcześniej w innej roli, równie reprezentacyjnej i ważnej nagminnie parkował pod urzędem, niezależnie od okoliczności. Jeśli tak ważne dla niego były w tym momencie rodziny górników to nie rozumiem jego obecności (dłuższej niż moja – ponad 15 minut) na uroczystości wigilijnej.
Moja kobieca intuicja drży w takich sytuacjach, włącza lampki i każe widzieć zdarzenie w szerszej perspektywie. Po pierwsze obawiam się, że taki pan wierzy w przesunięcie priorytetów wraz z przesunięciem się na planszy pola politycznego. Po drugie stojąc dwa stopnie wyżej na schodach może tak widzieć siebie i poza tym schodami. Po trzecie nie znamy jego wizji politycznej, nie wiemy jaki jest spis priorytetów, który będzie pomagał porządkować zadania statutowe instytucji, którą zarządza, czyli nie znamy ramy. Jeśli jednak rośnie w nim agresja, bo ktoś mu przypomina, że i jego obowiązują zasady miejskiej komunikacji to czerwone lampki zaczynają zapuszczać syrenę.